Czy Unia zastąpi swoich członków w ONZ

Czy Unia zastąpi swoich członków w ONZ

Wojciech Lorenz 24-08-2010, ostatnia aktualizacja 24-08-2010 01:53

Unia zabiega o przyznanie jej specjalnego statusu w ONZ. Zgodziły się na to również kraje, które obawiały się utraty wpływów w organizacji

We wrześniu Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych ma głosować nad rezolucją przyznającą Unii Europejskiej specjalny status w tej międzynarodowej organizacji. Do tej pory Unia, podobnie jak Watykan, Czerwony Krzyż czy Liga Arabska, pełniła jedynie rolę obserwatora, a jej przedstawiciel nie miał prawa głosu. W efekcie wysoka przedstawiciel ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa Catherine Ashton nie mogła wystąpić w imieniu krajów członkowskich na zorganizowanej w miniony czwartek nadzwyczajnej sesji Zgromadzenia Ogólnego poświęconej pomocy dla wyniszczonego powodziami Pakistanu. Unię jak zwykle reprezentował szef dyplomacji kraju, który obecnie sprawuje półroczne przewodnictwo, czyli Belgii.

– Przyznanie Unii Europejskiej specjalnego statusu to sprawa bardzo drażliwa. Dwa unijne kraje, Francja i Wielka Brytania, są bowiem stałymi członkami Rady Bezpieczeństwa. Obawiały się utraty swoich wpływów na rzecz całej Unii. Udało się jednak znaleźć kompromis – mówi „Rz” przedstawiciel Komisji Europejskiej.

Wielka Brytania i Francja nie chcą utracić wpływów w Radzie Bezpieczeństwa

Szefowa dyplomacji ma występować w imieniu Unii za zgodą wszystkich jej członków i wyłącznie na forum Zgromadzenia Ogólnego, a nie w Radzie Bezpieczeństwa. Nie wiadomo jednak, czy na przyznanie specjalnego statusu zgodzą się członkowie ONZ. Podobnych przywilejów mogą bowiem zażądać inne organizacje, takie jak Unia Afrykańska czy Liga Arabska. Zwiększenie wpływów zwłaszcza tej drugiej organizacji wywołuje obawy wielu państw zachodnich.

– Pani Ashton argumentuje, że Unia Europejska jest jednak czymś innym niż tylko regionalną organizacją, dlatego zasługuje na inny status niż Liga Arabska czy Organizacja Państw Amerykańskich – mówi nam unijny urzędnik.

Jeśli uda się przekonać ONZ, to przedstawiciel Unii będzie mógł prezentować unijne stanowisko, zadawać pytania, odpowiadać na pytania i przekazywać członkom ONZ oficjalne unijne dokumenty. Nadal jednak nie będzie zasiadać na sali wśród przedstawicieli krajów członkowskich ONZ, którzy korzystają z pełni praw, zwłaszcza z prawa do głosowania.

Obowiązujący od stycznia traktat lizboński, który stworzył m.in. stanowisko szefa unijnej dyplomacji, miał zwiększyć wpływy Unii na arenie międzynarodowej. W trakcie negocjacji zastępca sekretarza generalnego ONZ Mark Malloch Brown – późniejszy wiceszef brytyjskiego MSZ, przekonywał, że przejmowanie przez Unię kompetencji jej członków w ONZ to proces nieuchronny. Jego zdaniem będzie się to odbywało stopniowo – najpierw w agencjach zajmujących się pomocą, jak Program Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju (UNDP) czy UNICEF. W końcówce negocjacji Wielka Brytania zapewniła sobie dodatkowy protokół, który gwarantuje, że traktat lizboński nie wpłynie na ograniczenie jej kompetencji w ONZ.

Masz pytanie, wyślij e-mail do autora: w.lorenz@rp.pl

Rzeczpospolita